niedziela, 23 sierpnia 2009

Wietnam-HCMC



Przekraczanie granicy kambodzansko-wietnamskiej pelne jest zabawnych scen. W Azji generalnie wszyscy maja obsesje na punkcie swinskiej grypy, ale tutaj przeradza sie to w komedie. Tuz przed granica pilot autobusowy mowi, ze mamy pic duzo wody i umyc twarz zimna woda, bo z podwyzszona temperatura nie wpuszcza nas do Wietnamu. Na granicy skanery temperatury wylapuja nieszczesnikow z “goraczka”, ktorych pani w masce kieruje do lazienki w celu obmycia twarzy zimna woda. Po ochlodzeniu twarzy ponowna kontrola, temperatura w porzadku, wiec mozna przejsc.

W Sajgonie (a raczej Ho Chi Minh City, bo tak sie teraz miasto nazywa)---po prostu SAJGON. Przejscie przez ulice to nieustanna walka o przetrwanie. Tysiace skuterow mkna bez przerwy we wszystkie strony, jezdza pod prad, po chodnikach, zawracaja na srodku skrzyzowania. Jedyna zasada obowiazujaca tutaj to “kto pierwszy ten lepszy” oraz “nigdy nie ustepuj pieszemu”. Nawet gdy masz zielone swiatlo nie znaczy to, ze mozna spokojnie przechodzic. W kazdej chwili z kazdej strony moze ktos nadjechac. I nikt sie tym balaganem specjalnie nie przejmuje.

Pierwszego dnia zwiedzalismy Reunification Palace, gdzie kiedys urzedowaly wladze poludniowego Wietnamu i muzeum wojny wietnamskiej. Maja tam czolgi, helikoptery i inne zabawki wojenne oraz zdjecia i opisy z czasow wojny.
Pozniej centrum i wybrzeze rzeki. Centrum miasta wyglada dosc nowoczesnie, jest duzo nowych wiezowcow, ale tez starych zabytkowych budynkow.
Dzielnica turystyczna prawie jak Khaosan Rd w Bangkoku. Mnostwo barow, sklepow z pamiatkami no i turystow.
O Wietnamie slyszalam, ze na kazdym kroku chca oszukac turystow. Zdarza sie to rzeczywiscie. Zwlaszcza na ulicznych straganach, malych sklepikach i w taksowkach lepiej dawac odliczone pieniadze bo reszty nie wydaja. Beda probowali ci wmowic ze im dales mniej i o reszcie mozna zapomniec.



Reunification Palace.




Czolg podobny do tego w 1975 zburzyl brame do palacu, po czym poprzedni rezydenci zostali "wyproszeni" przez komunistow.


Ojciec narodu Ho Chi Minh.



Gdy na ulicy nie ma miejsca to sie jezdzi po chodniku :)



Przecietna ulica w Sajgonie.



Katedra Notre Dame i to nie w Paryzu.



Ulice Sajgonu jeszcze raz.


Substytut taksowki...
Nastepnego dnia pojechalismy ogladac powojenne tunele Cu Chi. Najpierw zabrali nas do swiatyni Cao Dai, religii wymyslonej na poczatku XXw. jako polaczenia buddyzmu, taoizmu, konfuzjanizmu, hinduizmu i chrzescijanstwa. Dotarlismy tam akurat na modlitwy w poludnie. Swiatynia i otoczenie jest bardzo kolorowe i ludzie ubrani w roznokolorowe szaty. Kobiety glownie biale, a mezczyzni niebieskie, zolte i czerwone.


Swiatynia od srodka.




Modlitwy w toku.
Zolte szaty symbolizuja buddyzm, niebieskie hinduizm i taoizm a czerwone katolicyzm.





Swiatynia od zewnatrz.



Tunele Cu Chi w czasie wojny byly wykorzystywane przez komunistycznych partyzantow walczacych przeciw Amerykanom i wojskom poludniowego Wietnamu. Teraz mozna je zwiedzac, ogladac pulapki na wroga, mozna sobie postrzelac z karabinu i obejrzec film historyczny. Nawet specjalnie dla turystow tunele powiekszyli dwukrotnie, tak ze mozna isc “w kucki”. W tych pierwotnych trzeba bylo sie czolgac.

Pulapka na intruzow.


Pan prezentuje jak sie wchodzilo do tuneli.



Rece do gory!!!!!!!!!!!!!!


Wieczorem po powrocie z tuneli udalismy sie na lotnisko i polecielismy do Hanoi.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz