Nasz czteroosobowy pokój z „dużymi” łóżkami okazał się klitką o wymiarach ok. 2 x 2m z łazienką, w której na niecałym metrze kwadratowym zmieszczono prysznic, umywalkę i toaletę. Pozornie niemożliwe, ale „pozory mylą”. Jak widać na załączonym obrazku nie ma rzeczy niemożliwych.
Pomysłowe wykorzystanie przestrzeni w łazience. Można jednocześnie brać prysznic i załatwiać inne potrzeby :-)
Z półwyspu Kowloon na wyspę Hong Kong można dostać się promem, lub metrem. Szybciej jest metrem, ale na promie można podziwiać widoki, więc wybraliśmy. Przy wyjściu z promu-pierwsza niespodziankaJ Nagle poczułam klepanie po plecach i gdy się odwróciłam zobaczyłam znajomego Francuza-Remy’ego. Poznaliśmy się w Hiszpanii, gdzie mieliśmy praktykę w tej samej firmie. Teraz on też wybierał się na wymianę do Australii i postanowił zrobić sobie kilkudniową przerwę w Hong Kongu. I tak zupełnie przypadkiem wpadliśmy na siebie na ulicy. Świat rzeczywiście jest mały.
Na szczycie udaliśmy się na spacer, aby obejrzeć widoki ze wszystkich stron. Poniżej kilka fotek.
Na dół zeszliśmy pieszo, pokręciliśmy się po wąskich uliczkach, chcieliśmy wyjechać na górę któregoś z wieżowców, ale wszystko było zamknięte. Może dlatego, że była to niedziela, albo że było już późno.
Codziennie o 20 odbywa się pokaz świetlny. Wszystkie wieżowce oświetlane są wtedy kolorowymi światłami i przez kilka minut migają, zmieniają kolory itp. Trochę źle to zaplanowaliśmy, właśnie w tym czasie znajdowaliśmy się na wyspie, a zdecydowanie lepszy widok musiał być z półwyspu.
Piętrowy tramwaj na ulicy Hong Kongu.
Night market, jedzonko.
Kolacja na night market, chicken noodles.
Bycie turystą w Hong Kongu może być uciążliwe. Trudno jest przejść ulicą nie będąc zaczepianym przez sprzedawców wszelkiego rodzaju podróbek, lub oferujących inne usługi. Wszędzie słychać okrzyki: „copy bags”, „copy watches, Rolex Rolex”. Trzeba nauczyć się przechodzić obok nich i nie zwracać uwagi na te okrzyki.
Ulice Hong Kongu nocą.
Dzień trzeci-9 luty: Wielki Budda i chińska wioska
Z samego rana (znaczy około południa, bo różnica czasu jeszcze się dawała we znaki i nie byliśmy w stanie się obudzić przed 12) wzięliśmy prom na wyspę Lantau, na której nawiasem mówiąc znajduje się lotnisko. Dopłynęliśmy do wioski Mui Wo, a stamtąd wzięliśmy autobus do Ngong Ping, gdzie znajduje się klasztor Po Lin i wielki posąg buddy. Jest on zrobiony z brązu, ma ok. 30m wysokości i siedzi sobie na wzgórzu. Wkoło jest mnóstwo innych buddyjskich posągów, a pod wzgórzem klasztor Po Lin.
Klasztor Po Lin
Znowu klasztor Po Lin
Wnętrze klasztoru. W świątyniach ludzie składają jedzenie w ofierze.
Wieczorem do Kowloon’u wrócilismy metrem i znowu odwiedziliśmy night market.
Następnego dnia mieliśmy płynąć do Macau.
10 luty- świątynia Wong Tai Sin i Macau
Tego dnia wreszcie udało nam się wcześnie wstać. Spakowaliśmy bagaże, bo do 11.30 trzeba było się wymeldować z hostelu i poszliśmy zobaczyć świątynię Wong Tai Sin. Chyba mieli wtedy jakąś wielką uroczystość, bo w okolicach świątyni było masę ludzi. Na stoiskach kupowali kadzidełka i różne dziwne rzeczy. Powietrze było wypełnione dymem z tychże kadzidełek, który okropnie gryzł w oczy i nos. Momentami wogóle nie dało się oddychać. Ruchem kierowali ochroniarze i pokazywali wszystkich kierunek poruszania się, żeby nie tamować przejść. Żeby wejść do świątyni trzeba było nieco poczekać. Byliśmy jedynymi białymi w tym miejscu, więc wszyscy się na nas podejrzliwie patrzyli. W środku można było „zapytać” buddę o przyszłość przy pomocy drewienek, które rzuca się na ziemię. Wszystkie instrukcje byłu po chińsku, więc dla turystów, tylko dla wtajemniczonych buddystów.
Stoisko z kadzidełkami i innymi cudeńkami.
Zmęczeni dymnymi oparami wróciliśmy do hostelu, zabraliśmy bagaże i udaliśmy się do terminalu promowego, skąd popłynęliśmy do Macau.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz