środa, 25 lutego 2009

Macau 10-11 luty

Na promie znowu spotkaliśmy Remy’ego, więc dołączył do nas i zwiedzaliśmy razem.
Z przystani promowej do hostelu, w którym mieliśmy rezerwację pojechaliśmy darmowym shuttle busem przeznaczonym dla gości hotelu Lisboa, który mieści się niedaleko naszego hostelu. Użyliśmy pretekstu zrobienia rezerwacji hotelowej na miejscu, jednak tam okazało się, że niestety nie mają pokoi czteroosobowych więc musieliśmy pożegnać się z bardzo miłymi lokajami i udać się do taniego hostelu. A tak swoją drogą noc w tym czterogwiazdkowym hotelu kosztowała 500zł za pokój dwuosobowy, więc gdyby nie to że mieliśmy już zarezerwowany 5 razy tańszy hostel, może byśmy się skusili na ten luksus:)
W hostelu niestety nie było windy a mieszkaliśmy na 3 piętrze, więc musieliśmy dźwigać nasze dwudziestokilogramowe walizki. Po zakwaterowaniu udaliśmy się na zwiedzanie. Główne punkty tego dnia to: rynek, ruiny katedry św. Pawła, muzeum Macao i oczywiście kasyna. Macao było kiedyś kolonią portugalską i nadal posiada dość europejski charakter. Podobno jest nazywane najbardziej europejskim miastem w Azji.


W muzeum poznaliśmy 2 Koreanki. Znaczy Adam poznał, bo poprosiły go o zrobienia zdjęcia, a jak się zorientował, że są z Korei zaczął z nimi po koreańsku rozmawiać. Wspominam o nich dlatego, że później tego samego dnia spotkaliśmy je w kasynie. Okazało się, że miały problem z rezerwacją w hotelu i nie mają gdzie zostać na noc. Zaproponowaliśmy im więc, że możemy zapytać o miejsce w naszym hostelu. Znalazło się 1 wolne łóżko, a jako, że dziewczyny były drobne, jak większość Azjatek to bez problemu się w nim zmieściły. Na pewno potem opowiadały rodzicom jak to zamiast w luksusowym hotelu wylądowały w tanim hostelu:)


Largo do Senado-główny plac w Macau.

Ruiny St. Paul’s Cathedral

Rynek nocą


Pozostałości po obchodach chińskiego nowego roku.

Oczywiście skosztowaliśmy też miejscowych przysmaków. Jednym z nich były płaty mięsa, chyba wędzone i przyprawione na różne sposoby. Na ulicach sprzedawcy zachęcali do kupna i dawali małe kawałeczki na spróbowanie.

Mięsko, wygląda nienajlepiej, ale całkiem nieźle smakuje.

Wieczorem pożegnaliśmy się z Remy’m, który następnego dnia rano miał samolot z Hong Kongu do Sydney. Następnie udaliśmy się wygrywać miliony w kasynie. Wybraliśmy najbardziej reprezentacyjne Casino Grand Lisboa, to z czymś jakby wachlarz na szczycie. Niestety milionów nie wygraliśmy, ale przez 3 godziny bawiliśmy się wyśmienicie. Każdy kupił kupony za 10 dolarów hongkońskich (ok.5 PLN) i graliśmy na maszynach. Co jakiś czas udało się coś wygrać, ale zaraz po tym znowu przegrać, więc zabawa trwała. A najlepsze w tym były darmowe drinki. Pomiędzy grającymi chodziły kelnerki i oferowały darmowe napoje alkoholowe i niealkoholowe oraz przekąski. Podsumowując wyszliśmy więc na plus:)


Kasyno Grand Lisboa



Fontannowe tańce przy jednym z kasyn

Ekipa zwiedzająca Macao.

Następnego dnia wybraliśmy się na wybrzeże do takiego niby parku rozrywki, czy nie wiem jak to nazwać. Były tam wybudowane różne dziwne budynki i mnóstwo restauracji oferujących jedzenie z różnych stron świata. Później weszliśmy na niewielkie wzgórze, zobaczyć miasto tym razem z góry.
Nie zdążylismy już wjechać na Macao Tower, bo mieliśmy o 19 samolot do Taipei, a nieciekawie byłoby gdybyśmy sie na niego spóźnili.
Na szczęście nie spóźniliśmy się i dotarliśmy do Taipei. Nie obyło się bez niespodzianek. W samolocie pojawiły się problemy techniczne i wystartowaliśmy z godzinnym opóźnieniem. To spowodowało, że nasi buddies (studenci tajwańscy, którzy mają się nami opiekować w czasie studiów na Tajwanie) musieli na nas czekać na lotnisku w Taipei dosyć długo. No ale w końcu dolecieliśmy i zaczęliśmy kolejną przygodę pt. ”studia na National Taiwan University i życie na Tajwanie”, ale o tym w następnych postach.


Po lewej Macao Tower, po prawej Casino Grand Lisboa.

W Macao też mają riksze :-)

Suszenie ryb na słońcu

Widok na Macao.
Więcej fotek z Macao tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz