poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Filipiny-Sagada

W Sagadzie znaleźliśmy nocleg i załapaliśmy się na imprezkę. Cały Wielki Tydzień jest na Filipinach wolny więc syn właścicieli hostelu przyjechał ze znajomymi. Zostaliśmy zaproszenia, aby do nich dołączyć. Było picie lokalnych alkoholi i bilard. Okazało sie też, że syn właścicieli jest pielęgniarzem, więc opatrzył moje bąble po komarach i poradził co kupić w aptece. Umówiliśmy się też z przewodnikiem na następny dzień na zwiedzanie jaskiń.

Rano pobudka o 6 i caving, czyli „jaskiniowanie”. Na początek Sumaguing Cave: schodzenie wgłąb jaskini, nad głowami latające nietoperze bombardujące wszystko swoimi odchodami. Przewodnik kazał nam przyjść w klapkach-bardzo zły pomysł, mogący się skończyć skręconymi nogami. Na dole zdjęliśmy buty, a cenne przedmioty oddaliśmy przewodnikowi do plecaka.

Było mokro...

Najpierw w wodzie po kolana, później przeciskaliśmy się przez wąskie tunele, lało się z góry, pod nogami też mokro...


W jaskini.

Dalej wspinaczki ściankowe na mokrych skałach i znowu w wodzie, tym razem po pas, a nawet raz po szyję, bo poślizgnęłam się na mokrym kamieniu. Na szczęście przewodnik umiał się wszędzie przeciskać tak, aby nie zmoknąć i nie zalać naszych aparatów. Całe jaskiniowanie trwało ok. 2h. Spowrotem znowu wspinaczka po kupach nietoperzy i kupy spadające z góry, generalnie w „nietoperzowe gówno” się wpakowaliśmy :)

Następna atrakcja-jaskinie z wiszącymi trumnami praprzodków tubylców. Znaczy trumny miały być wiszące, ale jakoś tak leżały jedna na drugiej, więc aż tak ciekawe nie były.




Z niektórych trumien wystawały też trupie czaszki i kości. W Sagadzie jest jeszcze dużo innych fajnych miejsc, ale czas nas gonił, więc trzeba było z czegoś zrezygnować. Po jaskiniach szybkie zakupy pamiątek i prowiantu i podróż do Baguio. Prawie 6 godzin w autobusie, lądujemy w Baguio i próbujemy znaleźć busa do Alaminos. Niestety tego dnia busa już nie było, następny dopiero następnego dnia rano, a my następnego dnia chcieliśmy dotrzeć na krzyżowanie do San Fernando. Tak więc z Alaminos trzeba było zrezygnować, a to oznacza, że trzeba będzie jeszcze wrócić na Filipiny :-)

W Baguio znaleźliśmy nocleg w dość obskurnym hotelu. Ceny pokoi były podane za noc lub za 3 godziny (tzw. short stay), zza ścian dochodziły specyficzne odgłosy, a na korytarzach można było spotkać półnagich facetów i dziewczyny biegające w samym ręczniku. W tym właśnie hotelu przez całą noc biegała nam po pokoju mysz i wygryzła mi dziurę w plecaku, bo chyba wyczuła ciastka znajdujące się w środku.

Co do Baguio to małe górskie miasteczko, nic szczególnego tam nie ma. Podobno połowa jego mieszkańców to studenci, ale najwyraźniej w czasie Wielkiego Tygodnia wyjechali, bo atmosfera w niczym nie przypominała studenckiej. Następnego dnia wzięliśmy busa do San Fernando Pampanga.


Więcej fotek tutaj.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz