niedziela, 12 lipca 2009

W koncu Bangkok

Do Bangkoku dotarlismy z opoznieniem, z powodu problemow na granicy, ale od poczatku.
Po wyjezdzie z Kuala udalismy sie na polnoc do Butterworth, malego miasteczka na polnocy Malezji. Czekajac na przesiadke poplynelismy promem na wyspe Penang i zwiedzilismy Georgetown. Miasteczko male, ale ladne, mase meczetow. Gdy tam dotarlismy o 6 rano wszedzie rozlegaly sie glosy z meczetow. Przy takich odglosach, w ciemnosci zwiedzalismy.
Po poludniu wsiedlismy do pociagu, ktory mial nas zawiezc do Bangkoku, ale tego niestety nie zrobil. Znaczy pociag dojechal ale bez nas.
Na granicy malezyjsko-tajskiej przeszlismy odprawe malezyjska a po stronie tajskiej celnik nam grzecznie oznajmil ze my do Tajlandii nie wjedziemy bo wizy nie mamy. Normalnie wize 15-dniowa wbijaja na lotnisku lub na wiekszych przejsciach granicznych, wlasnie wiekszych. A to nasze okazalo sie zbyt male i tam wizy nie wbijaja.
Zostalismy eskortowani przez policje do pociagu aby zabrac bagaze i wyprowadzeni. Caly pociag ludzi patrzyl na nas jak na przestepcow. No i przez chwile bylismy w sytuacji jak pan w filmie "Terminal". Wyjechalismy z Malezji ale do Tajlandii nie wjechalismy.
Celnik kazal nam jechac taksowka na inne przejscie graniczne, gdzie wizy wbijaja. Powiedzial ze jak sie pospieszymy to zlapiemy ten sam pociag po tajskiej stronie na nastepnej stacji. Niestety chyba nie wiedzial ze rozklad sie zmienil i pociag odjechal duzo wczesniej.
Taksowkarz prul na granice ile mogl, wize dostalismy szybko i juz po tajskiej stronie wzielismy nastepna taksowke do Hat Yai, gdzie mielismy lapac pociag. Zbyt szczesliwie by bylo gdybysmy na niego zdazyli. Dworzec byl juz zamkniety a ochroniarz ledwo mowiacy po angielsku oznajmil ze do Bangkoku to dopiero jutro.
Tak wiec nieoczekiwanie zwiedzilismy Hat Yai, gdzie wcale nie bylo co zwiedzac, i nastepnego dnia ruszylismy do Bangkoku.
Stad mielismy dojechac do stolicy Tajlandii, a dojechalismy tylko do granicy.

Gdzies na trasie.


Georgetown nad ranem.


Znowu Georgetown.


Tajski pociag. W dzien sie siedzi a wieczorem rozkladaja lozka i mozna sobie spac.

W Hat Yai trafilismy do kafejki, gdzie na scianach sa porozwieszane banknoty z roznych krajow. Polskie tez sie znalazly, nawet stare prlowskie 20zl bylo.
W piatek dotarlismy do Bangkoku. Od razu odwiedzilismy ambasade Birmy zeby aplikowac o wize. Powinnismy ja dostac pojutrze wiec wtedy stad wybywamy.
Poki co zwiedzamy Bangkok dniem i noca :-)
Troche juz mam dosc swiatyn i posagow Buddy. Wszedzie Budda stojacy, lezacy, siedzacy, maly, duzy, sredni........ Nazw swiatyn nie da sie zapamietac, jak zreszta wiekszosci nazw tajskich. Jezyk mozna sobie polamac. A ich literki sa chyba jeszcze gorsze od chinskich. Moze to dlatego ze z chinskich juz co nieco rozumiem.
Mieszkamy w okolicy Khaosan Rd. Chyba wszyscy turysci tu mieszkaja. Na ulicy ciezko znalezc nie-turyste, nie liczac sprzedawcow na straganach.
Wszedzie pelno ladyboys. Czasami trudno ich odroznic od prawdziwej dziewczyny.
To miasto chyba nigdy nie spi.
Upal straszliwy. Minute po wyjsciu spod prysznica czlowiek juz jest spocony.
Generalnie jest bardzo ciekawie.
I wszystko taaaaaaaanie. Tylko ze plecak trzeba bedzie dzwigac przez najblizsze 2 miesiace, wiec z zakupami nie mozna przesadzac.

Zachod slonca nad rzeka.

Taksowki w Bangkoku sa bardzo kolorowe, glownie rozowe.


Wat Arun, jedna z niewielu swiatyn, ktorych nazwe mi sie udalo zapamietac.


Taksowki stoja w korkach wiec najlatwiej przemieszczac sie po rzece.


Budda siedzacy.


Kolejna swiatynia-Wat Pho.


Takie strzeliste stupy to w Bangkoku widok powszechny.

Budda lezacy, ogrooooooooomny.

Wodny tramwaj.
Wiecej fotek bedzie na picasa, tylko nie wiem kiedy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz