Ostatni tydzień na Tajwanie minął bardzo szybko, głównie na zwiedzaniu Tajpej z 我家(czyli rodzinką). Poza tym pakowanie i ostatnie imprezy, więc czasu na spanie praktycznie nie było.
W końcu przylecieli…i w końcu doczekali się na nas, bo trochę się spóźniliśmy na lotnisko.
Pokazaliśmy rodzicom najciekawsze miejsca w Tajpej i okolicach, poniżej Chiang Kai Shek Memorial Hall.
Zmiana warty pod pomnikiem Chiang Kai Sheka.
Lukasz znalazł zatrudnienie :)
Kolacja w typowej tajwańskiej knajpie, dla niektórych pierwszy raz z pałeczkami.
Nasza banda na kampusie NTU
Rodzice na alei palmowej.
Jednego wieczoru wybraliśmy się na kolację z Ines i Vicentą. Dziewczyny pomogły nam zamówić typowe tajwańskie dania, żeby rodzinka mogła wszystkiego skosztować.
Ines i Vincenta dostały od nas albumy o Polsce. Ines najbardziej spodobało się zdjęcie żubra, który jej zdaniem wygląda jak skrzyżowanie słonia z lwem…hmmm no cóż, wyobraźnia pracuje.
Na night markecie z Tajwankami.
Impreza przeniosła się do pokoju hotelowego. Dziewczyny skosztowały polskiej wódki i kiełbasy. Chyba im smakowało. Zwłaszcza Vincenta zachwycała się żubrówką…dobrze że następnego dnia szła do pracy na 14 :)
Obowiązkowe zdjęcie z Małą Mi ze stołówki w akademiku.
Być w Tajpej i nie wjechać na najwyższy budynek świata to grzech. Oczywiście nie pozwoliliśmy rodzicom go popełnić. Na szczęście pogoda była łaskawa i widoczność dobra.
Centrum handlowe w środku Taipei 101
A to już pod wieżą.
National Palace Museum, czyli muzeum narodowe, gdzie znajduje się wiele zabytków wywiezionych z Chin.
Jeden dzień spędziliśmy w Danshui, nadmorskim miasteczku w pobliżu Tajpej. 2 fotki powyżej zrobione właśnie tam.
Niestety w końcu nadszedł dzień, kiedy trzeba było opuścić Tajwan, miejsce, gdzie spędziłam wspaniałe 4,5 miesiąca.
Ines i Vincenta pojechały z nami na lotnisko, czekały aż przejdziemy odprawę, i jeszcze później machały przez szybę. Kochane Tajwanki.
Po opuszczeniu Tajwanu i przesiadce w Manili, wylądowaliśmy w Malezji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz