czwartek, 2 lipca 2009

我家在台灣

Ostatni tydzień na Tajwanie minął bardzo szybko, głównie na zwiedzaniu Tajpej z 我家(czyli rodzinką). Poza tym pakowanie i ostatnie imprezy, więc czasu na spanie praktycznie nie było.



W końcu przylecieli…i w końcu doczekali się na nas, bo trochę się spóźniliśmy na lotnisko.

Pokazaliśmy rodzicom najciekawsze miejsca w Tajpej i okolicach, poniżej Chiang Kai Shek Memorial Hall.




Zmiana warty pod pomnikiem Chiang Kai Sheka.


Lukasz znalazł zatrudnienie :)


Kolacja w typowej tajwańskiej knajpie, dla niektórych pierwszy raz z pałeczkami.


Nasza banda na kampusie NTU


Rodzice na alei palmowej.


Jednego wieczoru wybraliśmy się na kolację z Ines i Vicentą. Dziewczyny pomogły nam zamówić typowe tajwańskie dania, żeby rodzinka mogła wszystkiego skosztować.


Ines i Vincenta dostały od nas albumy o Polsce. Ines najbardziej spodobało się zdjęcie żubra, który jej zdaniem wygląda jak skrzyżowanie słonia z lwem…hmmm no cóż, wyobraźnia pracuje.


Na night markecie z Tajwankami.


Impreza przeniosła się do pokoju hotelowego. Dziewczyny skosztowały polskiej wódki i kiełbasy. Chyba im smakowało. Zwłaszcza Vincenta zachwycała się żubrówką…dobrze że następnego dnia szła do pracy na 14 :)


Obowiązkowe zdjęcie z Małą Mi ze stołówki w akademiku.


Być w Tajpej i nie wjechać na najwyższy budynek świata to grzech. Oczywiście nie pozwoliliśmy rodzicom go popełnić. Na szczęście pogoda była łaskawa i widoczność dobra.


Centrum handlowe w środku Taipei 101


A to już pod wieżą.


National Palace Museum, czyli muzeum narodowe, gdzie znajduje się wiele zabytków wywiezionych z Chin.



Jeden dzień spędziliśmy w Danshui, nadmorskim miasteczku w pobliżu Tajpej. 2 fotki powyżej zrobione właśnie tam.



Niestety w końcu nadszedł dzień, kiedy trzeba było opuścić Tajwan, miejsce, gdzie spędziłam wspaniałe 4,5 miesiąca.

Ines i Vincenta pojechały z nami na lotnisko, czekały aż przejdziemy odprawę, i jeszcze później machały przez szybę. Kochane Tajwanki.

Po opuszczeniu Tajwanu i przesiadce w Manili, wylądowaliśmy w Malezji.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz