Nareszcie przestało padać. Nie wiadomo tylko na jak długo, więc postanowiliśmy wykorzystać słoneczne chwile i wybrać się na wycieczkę rowerową. Mieliśmy małe opóźnienie, gdyż po wyjściu z akademika okazało się, że mój rower ma flaka (pojawiła się dziura o średnicy prawie pół centymetra, a wczoraj wszystko było w porządku, trochę podejrzana sprawa:)). Pojechaliśmy do serwisu na kampusie, ale zażyczyli sobie 50zł za wymianę opony. Cena raczej wygórowana. Postanowiłam więc spróbować w miejscu gdzie kupiliśmy rowery. Pan mnie tam już pamiętał, bo w ciągu dwóch tygodni użytkowania rower już był tam naprawiany. Tak więc bardzo miły pan szybko naprawił dętke, a co najlepsze za darmo. Generalnie nie mówi on po angielsku, ale słowo „free” umie powiedzieć, co mnie bardzo ucieszyło.
W końcu godzinę później niż planowaliśmy udało nam się wyjechać. Nawet nie wiedziałam, że w Taipei są takie trasy rowerowe, a wystarczy wyjechać kawałek za centrum i dojeżdża się do rzeki, wzdłuż której prowadzi całkiem ładna ścieżka rowerowa. W ten sposób dojechaliśmy do zoo.
Główną atrakcją tutejszego zoo są pandy. W grudniu zostały podarowane Tajwanowi przez Chiny „na znak przyjaźni”.
Każdy odwiedzający ma wyznaczoną godzinę wejścia do „panda’s house” i cała wizyta trwa 9 minut.
Poza pandami jest duuuuuuużo innych zwierząt. Przez 3 godziny nie zdążyłyśmy wszystkiego zobaczyć, a trzeba było wyjść, bo już zamykali.
Żyrafie pieszczoty.
Wiszący lemur.
A ten lew chyba chce, żeby go bo brzuszku pogłaskać. Zupełnie jak Ricky :-)
Słoń się zmęczył i opiera się o drzewo.
Nie tylko w puszczy żubr występuje.
Pobyt w zoo chyba wywołuje "tiki" nerwowe u niektórych zwierząt. Te poniżej bez przerwy chodzą tam i z powrotem.
Ach te żółwie, wogóle wstydu nie mają...
Przepraszam za głos na filmikach, problemy techniczne...
no i fajne takie zwierzaczki ...no a te żółwie...hmmm no ciekawe :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam